Środowy protest był bardzo podobny do tego, który odbył się 1. lipca. O godz. 10 kolumna 65 autokarów wyruszyła sprzed hali Gdynia Arena i przez Obwodnicę Trójmiasta dotarła do Węzła Karczemki. Stamtąd przewoźnicy wrócili ul. Grunwaldzką i al. Zwycięstwa do Gdyni. Autokary poruszały się jednym pasem, aby nie utrudniać ruchu.
ZBYT MAŁO RADYKALNE?
- Moim zdaniem ta forma protestu jest zbyt mało radykalna. Nasze problemy nie są zauważane przez decydentów. Powinniśmy wziąć przykład z rolników. Gdybyśmy sparaliżowali ruch w Gdańsku, tak jak oni zrobili to w Warszawie, sądzę, że odzew byłby znacznie większy - mówi jeden z kierowców autokarów.
- Nie pracowaliśmy przez cały sezon, teraz wchodzimy w okres zimowy i jeśli nie otrzymamy pomocy, nie damy rady utrzymać naszych firm i pracowników. Po prostu zbankrutujemy. To jest nasz krzyk rozpaczy - mówi z kolei Bogusław Płuciennik, właściciel firmy przewozowej.
KŁODY POD NOGI
Postulaty właścicieli firm autokarowych pozostają niezmienne od miesięcy. To przede wszystkim zamrożenie spłat leasingów i kredytów oraz zwolnienie z opłacania składek do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych do momentu wygaśnięcia pandemii i minimum do kwietnia 2021 roku. Przewoźnicy chcieliby także wypłaty świadczenia postojowego dla samozatrudnionych, dopłat do wynagrodzeń pracowników oraz subwencji z Polskiego Funduszu Rozwoju.
- Pomoc ze strony rządu to jedno, ale trzeba też wspomnieć o samorządach i kłodach, jakie rzucają nam pod nogi – zaznacza Mariusz Wójtowicz, właściciel firmy przewozowej. - Jesteśmy zażenowani zachowaniem na przykład Urzędu Miasta Gdyni. Mamy informacje, że tamtejsi urzędnicy odmownie załatwiają wnioski przewoźników o odstąpienie od poboru podatku od środków transportu. Jak mamy go płacić, skoro nie generujemy dochodów? Jeszcze raz podkreślę - zachowanie władz Gdyni jest żenujące.
Według szacunków przewoźników autokarowych, liczba otrzymywanych zleceń w czasie pandemii spadła o ok. 90 procent.
- Nie pracowaliśmy przez cały sezon, teraz wchodzimy w okres zimowy i jeśli nie otrzymamy pomocy, nie damy rady utrzymać naszych firm i pracowników. Po prostu zbankrutujemy. To jest nasz krzyk rozpaczy - mówi z kolei Bogusław Płuciennik, właściciel firmy przewozowej.
KŁODY POD NOGI
Postulaty właścicieli firm autokarowych pozostają niezmienne od miesięcy. To przede wszystkim zamrożenie spłat leasingów i kredytów oraz zwolnienie z opłacania składek do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych do momentu wygaśnięcia pandemii i minimum do kwietnia 2021 roku. Przewoźnicy chcieliby także wypłaty świadczenia postojowego dla samozatrudnionych, dopłat do wynagrodzeń pracowników oraz subwencji z Polskiego Funduszu Rozwoju.
- Pomoc ze strony rządu to jedno, ale trzeba też wspomnieć o samorządach i kłodach, jakie rzucają nam pod nogi – zaznacza Mariusz Wójtowicz, właściciel firmy przewozowej. - Jesteśmy zażenowani zachowaniem na przykład Urzędu Miasta Gdyni. Mamy informacje, że tamtejsi urzędnicy odmownie załatwiają wnioski przewoźników o odstąpienie od poboru podatku od środków transportu. Jak mamy go płacić, skoro nie generujemy dochodów? Jeszcze raz podkreślę - zachowanie władz Gdyni jest żenujące.
Według szacunków przewoźników autokarowych, liczba otrzymywanych zleceń w czasie pandemii spadła o ok. 90 procent.
Marcin Lange/amo
Zobacz Galerię