No witam wszystkich. Kim jestem? Przede wszystkim chciałbym być jak najlepszym człowiekiem, normalnym, dobrym, tak, który niesie pomoc, kiedy tylko może. A jeżeli chodzi o mnie, jako piłkarza, to wolałbym, żeby inni to oceniali. Staram się grać ofensywnie, dawać dużo dobrych rzeczy na boisku i mam nadzieję, że tak to będzie wyglądało.
A jeżeli chodzi o Twoją pozycję? Czujesz się pomocnikiem czy może jednak napastnikiem?
Bardziej czuję się pomocnikiem, ale nie ukrywam, że jestem wszechstronny i mogę grać na pozycjach: 9, 10, 8. Nie mam przypisanego miejsca na boisku i myślę, że to mój atut, bo trener będzie mógł korzystać ze mnie na różnych pozycjach.
Zwłaszcza, że konkurencja w Arce jest dość spora. Zerkałeś przed podpisaniem kontraktu na to, z kim będziesz musiał rywalizować?
Nie, nie zwracałem na takie rzeczy uwagi. W każdym klubie trzeba patrzeć na siebie i wygrywać rywalizację, a dopiero potem oglądać się na przeciwników. Jeżeli ja będę swoją robotę wykonywał dobrze, to będę też po prostu grał. Trener, drużyna, kibice – wszyscy będą zadowoleni. Tak to musi funkcjonować.
Ale jedna osoba z kadry miała pewnie spory wpływ na Twój zespół i mówię tu o człowieku, który pewnie siedzi gdzieś w pokoju obok.
(śmiech) No dokładnie. Wiadomo, że jeżeli jest taka możliwość, byśmy byli obok siebie, to super. Ale w ostatnich dwóch latach nie byliśmy razem w drużynie i też normalnie to funkcjonowało. Obaj mamy już swoje rodziny, swoje życie, od kilku lat mamy już swoje sprawy i to jest normalne, że żyjemy osobno. Pojawiła się jednak taka możliwość, teraz brat będzie obok i na pewno to jest fajne, że będzie mógł mi pomóc.
Rozmawialiśmy jakiś czas temu z Rafałem i pytaliśmy, czy jeżeli przyjdziesz do Arki to zamieszkacie razem. Powiedział, że gdybyście tak zrobili, to żony mogłyby tego nie wytrzymać. Wiem, że teraz jednak kilka dni u niego spędzasz, bo dopiero ogarniasz sprawy organizacyjne. Wytrzymują to żony i dzieciaki?
(śmiech) Żona jest jeszcze w Katowicach i dopina wszystkie formalności, więc jest jeszcze spokojnie. U Rafała zostanę tylko kilka dni na początek. Na dłuższą metę na pewno byłoby to męczące.
A bracia Wolsztyńscy trzęsą już szatnią Arki?
Jeszcze nie, na razie spokojnie do tego podchodzimy. Teraz był dość intensywny okres, co chwilę coś się działo, mniej było treningów, bo w tygodniu Arka grała mecz. Brat przechodzi też rehabilitację po urazie, więc rzadziej jest w szatni. Ja na razie na spokojnie sam sobie radzę, jestem też spokojniejszy od "Rafiego", w tej kwestii nikogo nie oszukam. Ale myślę, że z biegiem czasu narzucimy swój rytm.
Jak to się stało, że w ogóle trafiłeś do Arki? Plotkowało się o tym od jakiegoś czasu, jakie były kulisy?
Były propozycje z ekstraklasy, ale takie, że nie do końca mnie satysfakcjonowały. Nie potrafiliśmy się w stu procentach dogadać, to się przeciągało, więc wybrałem ostatecznie Arkę i chcę zrobić wszystko, żebyśmy wszyscy byli z tego ruchu zadowoleni.
Trudno było wyprowadzić się z Zabrza? Gdynia to wcale nie najgorsze miejsce do życia, ale pożegnanie z Górnikiem miałeś bardzo emocjonalne. Trudno było się wynieść po tylu latach?
Jestem chłopakiem ze Śląska, tam się urodziłem, Górnik był moim pierwszym i do tamtej pory jedynym klubem, dlatego pożegnanie miało dla mnie aż takie znaczenie. W życiu przychodzą takie momenty, że trzeba coś zmienić. Jestem teraz tutaj, brat pokazał mi już kilka miejsc w Gdyni.
Od jakiegoś czasu nie byłeś w grze, dość długo szukałeś klubu. Nie ma nadprogramowych kilogramów?
Nie, zdecydowanie nie. Zawsze podchodziłem do swojego ciała bardzo profesjonalnie, lubię dobrze wyglądać. Wizualnie na pewno jest dobrze, w środku też dobrze się czuje. W tym okresie mocno pracowałem, bo wiedziałem, że w każdej chwili mogę gdzieś trafić. Trenowałem codziennie, czasem nawet dwa razy. Jestem dobrze przygotowany, o to się nie martwię, jestem gotowy do gry.
Łukasz Wolsztyński szansę debiutu może dostać już w niedzielę. Arka o 14:30 zagra z Puszczą w Niepołomicach.
Rozmawiał Tymoteusz Kobiela