- Sprzedaż GPEC-u to skandaliczna decyzja, która miastu przynosi straty. GPEC dysponuje rurami przesyłowymi, za które każdy mieszkaniec płaci za przesył. Tymczasem te rury są pod gruntami miejskimi i prywatnymi, za co Stadtwerke Leipzig nie płaci - zauważyła Małgorzata Puternicka.
- Ktoś powinien przeanalizować sprzedaż GPEC-u. Jeżeli sprzedaje się spółkę, która rzekomo przynosi straty, a przynosi straty, bo ktoś nie płacił, czyli nie potrafiono wyegzekwować długu, to de facto te pieniądze były. Po sprzedaży przyszły wielkie zyski - dodał Robert Kwiatek.
Przypomnijmy, w czerwcu tego roku związkowcy z Gdańskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej grozili sporem zbiorowym władzom firmy. Zakładowa "Solidarność" protestowała przeciwko "cichemu nakazowi" zdalnej pracy zatrudnionych w firmie osób. Zdaniem związkowców to oszczędzanie kosztem pracowników. Twierdzili, że firma chce wynająć bądź sprzedać nieruchomości przy ulicach Białej i Brzozowej, w których dotąd były biura.
Gdańskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej zostało przekształcone w styczniu 1992 roku, stając się spółką, zarządzaną przez Gminę Miasta Gdańsk. W 2004 roku sprzedano niemal 75 proc. kapitału zakładowego Stadtwerke Leipzig GmbH z siedzibą w Lipsku. Teraz jest to prawie 83 procent.
Dwa lata temu Polska Grupa Energetyczna za odkupienie niemieckich większościowych udziałów w GPEC zaproponowała 185 milionów euro. Lipski ratusz uznał jednak tę ofertę za zbyt niską i nieopłacalną. Powód? Gigantyczna dywidenda, wpływająca rok w rok do miejskiej kasy Lipska i perspektywa wzrostu zysków. Jak podaje Gazeta Gdańska, gdańszczanie co roku zasilą komunalne usługi w Lipsku kwotą oscylującą wokół 14 milionów euro. Tyle uzyskuje komunalna Stadtwerke Leipzig GmbH, którego roczne obroty przekraczają 4 mld euro "czystej" gotówki z dywidendy.