- Ja nazywam to pandemią drogową, pandemia jeszcze nie zabiła tyle ludzi na świecie, co wypadki drogowe. 1,35 mln osób rocznie ginie na drogach. Jest to sytuacja alarmująca Dożyliśmy czasów, że wypadki stwarzają większe zagrożenie niż różne choroby - mówił. Można zapytać, kto z nas jeździ 50 km na godzinę w mieście. Jak się patrzy na wskaźnik, jeździmy nawet 70-80 km/h, zwolnić do dozwolonej prędkości jest trudno. To się przekłada na liczbę zabitych i rannych - dodał.
- Instruktor może spędzić z kursantem na nauce jazdy mało czasu. Zimą problem mają ci, którzy zdawali prawo jazdy latem. Oni nie mają pojęcia, jak się jeździ na śniegu, jak przygotować pojazd. Miały być takie przepisy, które mówiły o tym, że każdy powinien uczestniczyć w kursie techniki jazdy. Czekam na przepis z utęsknieniem, by młody kierowca nie zginął w aucie. Młodzi nie wiedzą o tym, że ograniczają widoczność przez oblodzone, zaparowane szyby - dodał Ziółkowski.
Ostatnie tygodnie zdominowała dyskusja dot. tego, czy pieszy już zbliżający się do przejścia dla ma mieć pierwszeństwo. Czy to poprawi bezpieczeństwo? - Każdy kierowca, zanim dojdzie do auta, jest pieszym. Powinien z daleka hamować i ustępować pierwszeństwa pieszemu, bo nie jest on chronionym użytkownikiem ruchu - zaznaczył.